Pomocnik kelnera z Alzacji ukradł ze 172 europejskich muzeów eksponaty o wartości 20 milionów euro „To Arsene Lupin świata sztuki, prawdziwy złodziej-dżentelmen”, napisał dziennik „France Soir”. 32-letni Stephane Breitwieser w ciągu niespełna siedmiu lat ukradł ze 172 europejskich muzeów obrazy, bezcenne kielichy, starodawne halabardy, sztylety, szable, zegarki, rogi myśliwskie, ceramikę i gobeliny o łącznej wartości co najmniej 20 mln euro. Pomocnik kelnera z Eschentzwiller w Alzacji zasłużył na miano najskuteczniejszego złodzieja dzieł sztuki wszech czasów. Nie powodowała nim żądza zysku, lecz szalona miłość do wspaniałych dzieł dawnych mistrzów. Wszystkie skradzione przedmioty przechowywał w swoim pokoju – na ścianach, na komodach, a nawet pod łóżkiem. Stephane jako czteroletni chłopiec pozował do portretu bratu swego dziadka, wybitnemu alzackiemu malarzowi, Robertowi Breitwieserowi. Być może, już wtedy zakochał się w pięknie utrwalonym przez artystów na płótnie. Ojciec Stephane’a, Roland, miał wspaniałą kolekcję XIX-wiecznych mebli i starej broni. Kiedy doszło do rozwodu rodziców, ojciec wyprowadził się, zabierając wszystkie zbiory. Chłopak postanowił, że kiedyś zdobędzie własną, równie wspaniałą kolekcję. Ale Stephane odziedziczył zły charakter ojca. Jako młodzieniec rzucał kamieniami w dzieci sąsiadów, bił i wypędzał z domu matkę. Nie mógł znaleźć sobie miejsca w życiu. Przerwał studia prawnicze, pracował jako pomocnik kelnera w Szwajcarii. W bistrze w Bazylei pozwolono mu tylko otwierać butelki z winem, przełożeni uznali, że jest zbyt roztargniony i porywczy, aby przynosić je gościom do stolików. Breitwieserowi niczego jednak nie brakowało, miał wikt, opierunek i pieniądze od matki, z którą mieszkał w jednorodzinnym domu przy rue Habsheim w Eschentzwiller, niewielkiej miejscowości położonej zaledwie 20 km od granicy francusko-szwajcarskiej. Pierwszej kradzieży dokonał 1 marca 1995 r. Zwiedzał szwajcarski zamek Gruyeres i nagle znalazł się w jednej z komnat sam na sam z obrazem dziewczyny w kapeluszu XVIII-wiecznego malarza Christiana Dietricha. „Byłem zafascynowany pięknością tej młodej kobiety, a zwłaszcza jej oczu, które przypominały mi oczy mojej babki”, powie osiem lat później przed sądem. Stephane nie zastanawiał się długo – ostrożnie wyjął niewielki portret z ram, sprawdził trzy pieczęcie potwierdzające autentyczność dzieła, schował łup pod płaszcz i spokojnie wyszedł. Tak się zaczęła przestępcza kariera. Breitwieser zdobył rozległą wiedzę na temat dzieł sztuki w bibliotekach ośrodków akademickich Strasburga, Miluzy i Bazylei. Zawsze w eleganckim garniturze i kosztownych butach, przedstawiał się w muzeach i galeriach jako znawca dzieł sztuki. Wzbudzał zaufanie, często zostawiano go więc samego. Wybierał zresztą niewielkie muzea albo kościoły, w których nie było skutecznych systemów alarmowych. Narzeczona Anne-Catherine Kleinklaus stała na czatach lub odwracała uwagę strażników, Stephane zaś odkręcał śruby szklanych witryn, wyjmował gwoździe ze ścian, nigdy nie wycinał nożem obrazów z ram, aby ich nie uszkodzić – przecież tak bardzo kochał sztukę. Niemal w każdy weekend wyruszał wraz z przyjaciółką na kolejną wyprawę w niebieskoszarym bmw swej matki. Grasował głównie w Szwajcarii (69 kradzieży) i we Francji (68), ale także w Belgii (19), Niemczech (11) i Holandii (7). 1 października 1995 r., w swoje 24. urodziny, szalony miłośnik sztuki wywiódł w pole doświadczonych ochroniarzy podczas aukcji kolekcji margrabiów badeńskich w Baden-Baden. Poprosił strażników, aby otworzyli witryny: „Pragnę przyjrzeć się dokładniej eksponatom”, wyjaśnił. Jego życzenie zostało spełnione. Nazajutrz okazało się, że zginął portret Sibylle von Cleve pędzla Łukasza Cranacha Młodszego. Nikt z kilkuset zgromadzonych gości nie zauważył momentu kradzieży. W Antwerpii łupem złodzieja-dżentelmena padł obraz Pietera Bruegela ze słynnego cyklu przedstawiającego przysłowia. Breitwieser miał znakomity gust, w jego „kolekcji” znalazły się dzieła Antoine’a Watteau, Albrechta Dürera, Davida Teniersa, Françoisa Bouchera i Willema van Aelsta. Zuchwałe kradzieże w europejskich muzeach nie uszły uwagi ekspertów i stróżów prawa. Alexandra Smith z londyńskiej Art Loss Register, międzynarodowej organizacji poszukującej zaginionych dzieł sztuki, opowiada: „Przypuszczaliśmy, że kryje się za tym dobrze zorganizowana banda przestępców, ale kradzieże popełniał jeden człowiek. Nikt nie przewidział czegoś podobnego”. Interpol był bezradny, ponieważ skradzione przedmioty nie pojawiały się
Tagi:
Jan Piaseczny