Zmarnowane trzy lata – rozmowa z dr hab. Andrzejem Cechnickim

Mamy jeden z najlepszych programów opieki psychiatrycznej w Europie. Tylko nie opłaca się go realizować Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego miał wyznaczyć kierunek reformy opieki psychiatrycznej w Polsce. Nie dzieje się z nim jednak najlepiej, a władza mówi, że przecież od początku było wiadomo, że nie zostanie zrealizowany. Dlaczego? Zapewne dlatego, że jest zbyt dobry i nowoczesny jak na naszą władzę. Powstaje właśnie ogólnopolskie porozumienie na rzecz jego realizacji. dr hab. Andrzej Cechnicki – psychiatra, psychoterapeuta i superwizor psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, kierownik Zakładu Psychiatrii Środowiskowej Katedry Psychiatrii Collegium Medicum UJ, współtwórca firm społecznych: pensjonatu U Pana Cogito i ośrodka Zielony Dół, koordynator Porozumienia na rzecz Realizacji Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego, autor wielu publikacji naukowych związanych z leczeniem osób cierpiących z powodu schizofrenii.   Porozmawiajmy o Narodowym Programie Ochrony Zdrowia Psychicznego. – Świetny dokument. Zrobiliśmy go najpóźniej w Europie i mogliśmy korzystać z wielu doświadczeń. Piękny dokument, który odpowiada na potrzeby nie tak pięknej rzeczywistości. Skąd się wziął? – Zawarta w nim wizja opieki psychiatrycznej ma źródło w doświadczeniu II wojny światowej i zagłady osób chorujących psychicznie. Do dzisiaj nie ma nawet pomnika upamiętniającego los tych ludzi. Byli obcy i oddzieleni, samotni, poza nawiasem społeczeństwa. Kolejnych argumentów dostarczyły wyniki badań nad „chorobą szpitalną”. Psychiatrzy zrozumieli, że duża, anonimowa instytucja psychiatryczna może być chora. Dostrzeżono zły wpływ dużego szpitala na przebieg choroby – poprzez izolację od środowiska, zamknięcie, które pozbawia wpływu na własne życie i wyrzuca na margines, a przez to utrwala chorobę. Przebywanie w dużej, represyjnej instytucji powoduje, że jedynym celem staje się rola chorego psychicznie. Zapewniająca ucieczkę od świata, ale nie powrót do niego. Czy za zrozumieniem przyszła zmiana? – Postanowiono, a zrobiło to pokolenie roku 1968, przeprowadzić „terapię instytucji” i zmianę systemu opieki. W Europie dokonały się wielkie reformy – w Niemczech w 1975 r. Cztery lata później we Włoszech w ciągu tygodnia rozwiązano duże szpitale psychiatryczne. Równolegle, ale już stopniowo, zrobiono to w Anglii i pokazano, jak inaczej można leczyć w oddziałach przy szpitalach ogólnych, blisko miejsca zamieszkania, przy współpracy rodziny i kręgu znajomych. Odkryto coś niezmiernie ważnego – że miejsce, w którym prowadzone jest leczenie, atmosfera i rodzinny klimat mogą pozytywnie wpływać na jego przebieg. Tabletki to za mało Jak wykorzystano te doświadczenia w narodowym programie? – Program wprowadzony w 2010 r. został oparty na trzech filarach. Pierwszym jest profilaktyka. Drugim zreformowanie systemu w kierunku opieki środowiskowej. To, co było wyizolowane i skupione w dużej instytucji, powinno być realizowane w środowisku. Wielki szpital musi zostać zastąpiony siecią wyspecjalizowanych instytucji pracujących w otoczeniu pacjenta. To one mają leczyć i pomóc pokonać objawy choroby, ale też zbudować brakujące kompetencje w znoszeniu stresu, pomóc rodzinie, zadbać o wspólnie spędzany czas oraz pracę. Ludzkie więzi i praca. To droga wyjścia na prostą? – Nowa siła w leczeniu opiera się na więziach. Kiedy ich brakuje, tabletki okazują się niewystarczające i następuje nawrót choroby. Posiadanie sensownego zajęcia i pracy ma olbrzymią funkcję motywacyjną, chroni też przed nawrotem choroby. Dzięki roli zawodowej, dzięki pracy pacjenci odzyskują uznanie otoczenia, poczucie wpływu na własną sytuację, mogą kupić leki, ale też pójść do kina, poprawia się ich ocena własnej wartości. Z tym jest jednak problem. Pamiętam, jak w latach 70. 80% chorych miało zajęcie. Koledzy z Zachodu zazdrościli nam tego, ale zapowiadali, że wraz z wolnym rynkiem to się zmieni, bo niekontrolowany rynek nie uznaje wyjątków ani więzi społecznych. Uznaje jedynie zysk. Zwłaszcza nasz nowokapitalistyczny rynek ich nie uznaje. Wróćmy do założeń reformy. To wielowymiarowy model, w którym stare role się zmieniają i powstają nowe. – Zmiana jest istotna. Zupełnie inna jest np. pozycja lekarza, który traci swoją władzę i przestaje być mówiącym po łacinie, schowanym za fartuchem bogiem. Istotą jest nieustanne tłumaczenie, wyjaśnianie, powszechna edukacja i negocjowanie wspólnych planów. Pojawia się wiele bardzo ważnych zawodów: terapeuta zajęciowy, arteterapeuta, trener pracy, pracownik socjalny, który przestaje rozdawać pieniądze i zaczyna

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2014, 2014

Kategorie: Zdrowie