Żołnierze we wrześniu 1939 r. nie mieli broni, a dziesiątki tysięcy nowych karabinów maszynowych i setki armat oraz haubic składowano w Dęblinie Do września 1939 r. było jeszcze ponad dekadę, gdy w Stawach, w pobliżu węzła kolejowego i lotniska w Dęblinie, zakończono zasadnicze prace na budowie Centralnej Składnicy Uzbrojenia. W 1927 r. oddano do użytku 30 magazynów oraz ramp do rozładowywania i załadowywania wagonów kolejowych. W trakcie budowy było jeszcze 180 magazynów wkopanych głęboko w ziemię, pokrytych tylko dachem. Oddzielne były place z bocznicami i magazynami na amunicję karabinową, oddzielne na bomby lotnicze i granaty, podobnie na granaty ręczne, na prochy i trotyl, wreszcie na haubice. Na olbrzymim terenie składnicy położono łącznie ok. 40 km torów, wybudowano ok. 40 km dróg. Zakończenie zasadniczych prac uświetniły uroczystości 22 czerwca 1928 r. Wtedy to na terenie jednostki wzniesiono okolicznościowy pomnik przypominający duży pocisk armatni. Wraz z zaostrzaniem się relacji z Niemcami główny arsenał II Rzeczypospolitej nabierał strategicznego znaczenia. A gdy wybuchła wojna, stało się jasne, że obie strony dysponowały nieporównywalnymi armiami. Polska przystąpiła do wojny z Niemcami siłami obliczanymi na ok. 1,1 mln żołnierzy. Potencjał ludzki państwa wynosił nawet 3 mln żołnierzy, ale brakowało pieniędzy i uzbrojenia. Siły niemieckie obejmowały ok. 1,6 mln osób oraz ok. 3 tys. czołgów, 5 tys. dział i ok. 2,5 tys. samolotów. Polska mogła przeciwstawić im ok. 900 lekkich czołgów i tankietek, 2 tys. dział i – co najgorsze – tylko ok. 700 samolotów, z których zaledwie ok. 400 było zdatnych do walki powietrznej, reszta to samoloty łącznikowe i transportowe. Indolencja czy sabotaż? Tuż przed wybuchem wojny w Centralnej Składnicy Uzbrojenia w Stawach zgromadzono olbrzymie ilości amunicji karabinowej i artyleryjskiej, trotylu i innych materiałów wybuchowych, granatów i pocisków do haubic oraz ponad 600 wagonów surowców: mosiądzu i ołowiu, łusek, pocisków do produkcji amunicji. Tylko mała część zmagazynowanej broni i paliw trafiła do walczących we wrześniu 1939 r. żołnierzy. W ogromnych metalowych zbiornikach przykrytych warstwą żelbetonu, przysypanych ochronnymi zwałami ziemi, częściowo wkopanych w grunt, na tzw. benzynówce, niedaleko bramy prowadzącej z Twierdzy Dęblin na lotnisko, zmagazynowano ponad 2 mln litrów benzyny lotniczej. Z narażeniem życia 12 września 1939 r. saperom udało się część tego paliwa wysadzić i spalić. Dwóch saperów, kpr. mechanik Władysław Będziński i kpr. mechanik Feliks Koryzmo, przypłaciło to życiem. Zastanawia, dlaczego wcześniej nie rozwieziono tej benzyny na lotniska polowe i bojowe po całej Polsce. Znane są perypetie lotników, którzy w czasie kampanii wrześniowej szukali po majątkach, po stacjach kolejowych, wszędzie, paliwa, by zatankować samoloty i dalej walczyć. To skandal, za który powinni zostać rozliczeni przedwojenni generałowie dowodzący zaopatrzeniem lotnictwa na wypadek wojny! Jeszcze większym skandalem i tragedią było zgromadzenie w lochach magazynowych Twierdzy Dęblin 150 tys. sztuk nowiutkich karabinów i karabinków, 3 tys. (!) wspaniałych ręcznych karabinów maszynowych Browning wz. 28 oraz 2,5 tys. ciężkich karabinów maszynowych wz. 30, setek armat i haubic oraz moździerzy. W tym kontekście postawa dowództwa Wojska Polskiego, szczególnie kwatermistrzostwa, nie tylko świadczy o indolencji, ale wręcz zakrawa na sabotaż! Niewykonalny rozkaz Rydza Dopiero od 6 września 1939 r. zaczęto rozładowywać olbrzymie zapasy amunicji i broni. Wydawano je dla broniącej się Warszawy. 7 września wysłano ze Stawów autobusy z amunicją przeciwpancerną dla oddziałów Armii „Prusy” walczącej nad Pilicą. Od 9 do 13 września wysyłano też transporty z bronią do Ośrodka Zapasowego Kawalerii w Garwolinie, Ośrodka Zapasowego w Złoczewie, dla wojsk obrony Polesia, do grupy „Włodzimierz” organizującej obronę przepraw na Bugu od Dubienki do Sokala, do Ośrodka Zapasowego 15. DP w Sandomierzu i do Ośrodka Zapasowego Saperów nr 2 w Puławach. Były to z reguły transporty zawierające kilka tysięcy karabinów, kilkadziesiąt erkaemów i cekaemów, czasem kilka moździerzy i haubic. Amunicję i uzbrojenie wydawano również jednostkom przechodzącym przez Dęblin. Przykładem tego jest 3. dywizjon 51. Pułku Artylerii Lekkiej rezerwowego (41. DPRez), który 13 września pobrał sześć armat polowych i kilka jednostek ognia. Kiedy wojska III Rzeszy zbliżały się do Dęblina, naczelny wódz marsz. Edward Rydz-Śmigły wydał rozkaz wysadzenia