Czy brutalna teokracja na Półwyspie Arabskim ma jeszcze przed sobą przyszłość? Wielu Amerykanów jest przekonanych, że Stany Zjednoczone okupują niewłaściwy kraj. Zamiast atakować Irak, należało dokonać „zmiany reżimu” w Rijadzie. Rozległe pustynne państwo Saudów, kontrolujące największe na świecie zasoby ropy naftowej (35,4 mld ton!), jest przecież prawdziwą wylęgarnią terroryzmu. Państwowa religia Arabii Saudyjskiej, wahabityzm, to najbardziej agresywna i nietolerancyjna odmiana islamu. Wahabiccy misjonarze za pieniądze Rijadu szerzą w świecie pogardę wobec „niewiernych” od Bośni po Kambodżę. Wniosek o wpisanie Arabii Saudyjskiej na listę krajów sponsorujących terroryzm upadł wprawdzie w Izbie Reprezentantów USA, ale zdobył poparcie 191 kongresmanów. Przez długie lata królestwo Saudów, w którym znajdują się Medyna i Mekka, najświętsze miasta islamu, było sojusznikiem Stanów Zjednoczonych. Oba państwa żyły w niemal doskonałej symbiozie. Saudowie sprzedawali Waszyngtonowi swe „czarne złoto”, w zamian kupowali ogromne ilości amerykańskiej broni, od myśliwców F-15 po czołgi Abrams. W ciągu ostatnich 10 lat Rijad nabył sprzęt wojenny made in USA za ponad 30 mld dol. Waszyngton zapewniał też dynastii Saudów ochronę – od czasu inwazji Saddama Husajna na Kuwejt w 1990 r. w Arabii Saudyjskiej stacjonowali amerykańscy żołnierze. Stany Zjednoczone nie przejmowały się przy tym faktem, że ich saudyjscy przyjaciele brutalnie łamią prawa człowieka. W porównaniu ze średniowieczną teokracją Saudów nawet Iran może uchodzić za ośrodek tolerancji, bastion feminizmu i modelowy przykład rządów ludu. W siedzącym na ropie pustynnym królestwie nie ma partii politycznych, związków zawodowych ani wolnej prasy. Nieliczni opozycjoniści trafiają do więzień, gdzie są poddawani nieludzkim torturom. Pięciu Brytyjczykom, aresztowanym pod zarzutem udziału w zamachach bombowych (w końcu ułaskawionym przez króla Fahda) grożono, ze zostaną ukrzyżowani. Jeden z nich, Sandy Mitchell, wspomina: „Powiesili mnie głową w dół, zakutego w łańcuchy. Pluli na mnie i nieustannie bili w stopy i w pośladki, nawet gdy już się przyznałem”. Absolutną władzę sprawuje monarcha, mający u boku tylko radę konsultacyjną, której członków sam mianuje i której postanowienia zatwierdza. Król stoi na czele klanu Saudów, liczącego ponad 5 tys. książąt. O ich skorumpowaniu, hulankach i alkoholowo-seksualnych orgiach krążą legendy. Według opozycjonisty Saada al-Fakiha, kierującego w Londynie Ruchem na rzecz Islamskiej Reformy w Arabii, książęta zagarniają ponad 40% saudyjskich petrodolarów. Monarcha rządzi według reguł prawa islamskiego, szariatu. Nad jego przestrzeganiem czuwa budząca trwogę policja religijna Mutawwaa, czyli Komisja Popierania Cnoty i Zapobiegania Złu. Jej funkcjonariusze przejeżdżają kilka razy dziennie ulice Dżiddy czy Mekki, wrzeszcząc do handlarzy: „Dalej, zamykać sklepy! Nadeszła pora modlitwy!”. Nic dziwnego, że Saudyjczycy zostawiają działalność kupiecką Hindusom, Pakistańczykom, Filipińczykom i innym imigrantom, wykonującym w królestwie wszelkie „brudne” prace (jest ich w 22-milionowym państwie ponad 6 mln). Agenci komisji prowadzą regularne polowania na kobiety, które frywolnie odsłoniły kawałek twarzy, oraz na mężczyzn, którzy wolą potajemnie sączyć alkohol z przemytu zamiast modlić się w meczecie. Publiczne wyznawanie innej religii niż islam jest w Arabii Saudyjskiej zakazane. Mordercy, gwałciciele, szmuglerzy narkotyków i alkoholu są skazywani na ścięcie, złodzieje – na amputację rąk (niekiedy także nóg), którymi zgrzeszyli. Egzekucje odbywają się w Rijadzie, obok nowego Pałacu Sprawiedliwości, wśród daktylowych palm i pozłacanych latarni. Delikwenci, którym kat odciął ręce, otrzymują pomoc lekarzy dysponujących wszelkimi zdobyczami nowoczesnej medycyny. Oficjalnym katem królestwa jest 42-letni Mohammed Saad al-Beshi, który wyznał na łamach dziennika „Arab News”: „Sypiam bardzo dobrze. Dopóki spełniam dzieło Allaha, jest mi wszystko jedno, ilu ludzi mam stracić – dwóch, czterech czy dziesięciu. Nawet podczas wielkich egzekucji publicznych nie drżą mi już ręce”. Al-Beshi jest dumny ze swego katowskiego miecza podarowanego mu przez rząd. „To bardzo ostry miecz. Ludzie nie mogą wyjść ze zdumienia, jak gładko oddziela głowę od ciała. Mam siedmioro dzieci, które pomagają mi oczyścić ostrze ze śladów krwi”. W 2002 r. stracono w Arabii Saudyjskiej co najmniej 45 osób, w dwóch poprzednich latach – 196. Publiczne egzekucje to w Rijadzie chyba jedyna rozrywka.
Tagi:
Krzysztof Kęciek