Żołnierze gorszego sortu

Żołnierze gorszego sortu

STARE LYSOGORKI ZACHODNIOPOMORSKIE 29 04 2017 72 ROCZNICA FORSOWNIA ODRY NA CMENTARZU SIEKIERKOWSKIM W STARYCH LYSOGORKACH W UROCZYSTOSCIACH WZIELI UDZIAL MIN PREZYDENT RP ANDRZEJ DUDA WICEMARSZALEK SEJMU JOACHIM BRUDZINSKI SEKRETARZ STANU W KANCELARII PREMIERA ANNA ANDERS NA ZDJECIU UROCZYSTOSCI NA CMENTARZU W STARYCH LYSOGORKACH

Bili się za Polskę. Teraz żołnierzom Ludowego Wojska Polskiego odbierają honor i emerytury Bili się za Polskę, przelewali za nią krew. Przez trzy lata codziennie stawali oko w oko ze śmiercią. Tysiące z nią przegrało. Byli bohaterami wojny, zwycięskiej wojny. Dziś są gorszymi kombatantami. Poniża się ich i obraża. Odmawia im patriotyzmu. Odbiera honor i emerytury. To żołnierze Wojska Polskiego, których szlak bojowy wiódł od Lenino do Berlina, a po drodze były Dęblin i Puławy, przyczółek magnuszewski, warszawska Praga, pomoc powstańcom, Jabłonna i Legionowo, wyzwolenie Warszawy i dalej Wał Pomorski, Kołobrzeg, Trójmiasto, forsowanie Odry, Budziszyn i czeska Praga. Dobiegała końca II wojna światowa. Oddziały 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, wchodzące w skład 1. Armii Wojska Polskiego, często określanego jako Ludowe Wojsko Polskie, w drodze na Berlin musiały jeszcze sforsować Odrę. Tam znów wielu dosięgła śmierć. Niedaleko Berlina zginął żołnierz 5. pułku piechoty, ppor. Ryszard Kulesza. Przeszedł cały szlak bojowy 1. Armii. Zginął podczas rekonesansu pozycji przy wale przeciwpowodziowym. Był podwładnym i dobrym kolegą późniejszego generała Wojciecha Jaruzelskiego, który wówczas w stopniu podporucznika służył w oddziale zwiadu. Razem rozpoczynali służbę wojskową w szkole oficerskiej w Riazaniu, ich szlak bojowy prowadził m.in. przez powstańczą Warszawę. Jaruzelski moment śmierci Kuleszy wspominał tak: „Był strasznie zmęczony, padał z braku snu. Wykrzyczałem mu treść zadania i on, półprzytomny, poszedł, by je wykonać”. Kulesza cieszył się szacunkiem kolegów i podwładnych. Słynął z odwagi, efektownych i jednocześnie skutecznych akcji zwiadowczych. Śmiertelnie ranny, szepnął przed śmiercią do kolegi: „Mietek, wyciąg mi z kieszeni zegarek. Zobacz, która godzina. Powiedz wszystkim, o której umarłem”. Była 17.05. Wszędzie, gdzie ciężkie walki toczyły dywizje Ludowego Wojska Polskiego, jego żołnierze, zwani potocznie berlingowcami lub kościuszkowcami, ponosili duże straty. Danina krwi Tak było w lutym 1945 r. w Kołobrzegu, zamienionym przez Niemców w twierdzę. Rozegrały się tam niezwykle krwawe walki uliczne. Jednym z wielu żołnierzy Wojska Polskiego poległych w tej bitwie był ppor. Edmund Łopuski, który z zaciśniętym w dłoni pistoletem zginął od kuli snajpera, prowadząc atak na koszary. Jego śmierć tak opisywał frontowy kolega Tadeusz Banasiak: „Stałem za murem po prawej stronie ulicy. To już było po zdobyciu czerwonych koszar, skąd jakby bokiem wychodziło nasze dalsze natarcie. Chcieliśmy przejść na drugą stronę ulicy. Łopuski dostał śmiertelny strzał od strzelca wyborowego przy ul. Mazowieckiej 39. Nie można było odciągnąć jego ciała z powodu huraganowego ognia nieprzyjaciela. Wyniesiono je dopiero po wyparciu Niemców. Wcześniejsze próby spowodowały śmierć jednego i zranienie czterech żołnierzy”. Edmund Łopuski przeszedł niemal cały szlak bojowy 1. Armii. Pozostawił narzeczoną, do której zdążył jeszcze przed śmiercią napisać kilka zdań: „Trudno – to wszystko robi się dla ojczyzny. Z wieloma kolegami pożegnałem się już na zawsze i ta zmora również bardzo często krąży wokół mnie… Patrząc do lustra, nie poznaję siebie, zwłaszcza kiedy jestem nieogolony…”. Żołnierskie męstwo Łopuskiego upamiętniono, nazywając jego imieniem jedną z ulic w Kołobrzegu. Nie podzielił losu wielu tysięcy zaginionych i zabitych żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, którzy krwawo płacili za wyzwolenie ojczyzny, a potem zostali zapomniani. Choć sytuacja polityczna zmusiła ich do walki pod zwierzchnictwem Armii Czerwonej, to pod Lenino, w Warszawie czy w Berlinie umierali za wolną Polskę, tak samo jak żołnierze 2. Korpusu Polskiego pod Monte Cassino czy pancerniacy z dywizji Maczka w Zachodniej Europie. Znaleźli się w tej armii z różnych powodów, ale najczęściej mieli do wyboru: zostać berlingowcami albo umrzeć gdzieś w obozie pracy, zamarznąć w lasach na Syberii lub zginąć w katowni NKWD. Dla dziesiątków tysięcy Polaków wywiezionych w głąb Związku Radzieckiego wstąpienie do berlingowców było jedyną szansą na uratowanie życia. Szansą bardzo nikłą, gdyż ci głodni, wynędzniali żołnierze stawali do walki z dobrze wyposażonym, zaprawionym w bojach wrogiem. Czekały ich nierzadko głód, siarczysty mróz, przemarznięte nogi. „W okopie woda wlewała się do butów. Podchodziła coraz wyżej. Ze szpadli i wycieruchów położonych w poprzek składaliśmy prymitywne nosze, chroniące nasze nogi przed pogrążeniem w wodzie”, wspominał

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17-18/2018, 2018

Kategorie: Historia