Żona na telefon

Po szybkim seksie przyszedł czas na szybkie małżeństwo Mężczyzna jedzie samochodem, dobrym samochodem. Jest lekko pyzaty swoją zamożnością staran­nie ostrzyżony i ogolony. Kamera cofa się, widzimy, że jest ubrany w solidną skórzaną kurtkę. Na twa­rzy zatroskanie, bo ten ustabilizo­wany finansowo pan nie spotkał je­szcze kobiety swojego życia. Na szczęście, o czym informuje nas głos zza ekranu, mężczyzna dzwoni pod numer…., tam rozmawia z ko­bietą równie samotną równie atrakcyjną i równie wykształconą jak on. Umawia się z nią razem spędzą re­sztę życia. Proste, szybkie i bezbo­lesne. Teraz na ekranie migają twa­rze uroczych panienek, które czeka­ją na twój telefon. Może nie przypo­minają nobliwej damy, która uszczęśliwiła bohatera z początku reklamówki. Ale każdy telewidz ro­zumie, że pod jego wpływem dziewczyna przestanie eksponować czarną bieliznę, a zacznie wyżywać się w kuchni. Bo oto przyszła moda na telefony matrymonialne, sekstelefony osiągnęły szczyt swoich możliwości. Pierwsze sekslinie zaczęły działać w Polsce na początku lat 90. Były to połączenia na Antyle, Filipiny, do Tajlandii. Teraz zyski dzielą między siebie wyspecjalizowane spółki i Te­lekomunikacja Polska S.A. Jednak od dłuższego czasu, jak mówią nieo­ficjalnie właściciele prowadzących je firm, dzwoni tyle samo osób, głównie mężczyzn między dwudzie­stką a czterdziestką, chcących wy­słuchać pikantnych opowieści. Spra­wa jest jasna, płacisz parę złotych za minutę, możesz opowiedzieć o swoich seksualnych zachciankach, do­wiedzieć się, co rozmówczyni zrobi­łaby ci pod prysznicem. – Z takich telefonów korzystają nieśmiali mężczyźni, którzy nie potrafią rozma­wiać tak po prostu, w czasie spo­tkania. Są przekonani, o swojej nieatrakcyjności i w rozmowie, i “na wizji” – komentuje seksu­olog, prof. Zbigniew Lew-Starowicz. – Mając takie komple­ksy, chętnie korzystają z łatwo dostępnych, telefonicznych panienek. Jednak okazało się, że gdy roz­mowy seksualne ustabilizowały się, wzrosło zapotrzebowanie na rozmo­wy poważne o życiu, o przyszłości. Wielu mężczyzn nie pociąga już te­lefoniczne hasło “zabaw się”, “par­ty line” i “randka w ciemno”. Coraz więcej jest chcących przez telefon znaleźć przyjaciółkę, kobietę, żonę. I do nich skierowana jest telewizyj­na reklama z zatroskanym facetem, który szybko, dzięki jednemu tele­fonowi (4 zł 22 gr za minutę, bez VAT), znajduje swoją miłość. – Mężczyznom przestało wystar­czać pogaworzenie o seksie, propo­nowane w seks-telefonach – twier­dzi seksuolog, doc. Zbigniew Izdeb­ski. – Choć twórcy tych telefonów sądzili, że tylko to jest im potrzeb­ne. Tymczasem, wbrew obiegowej opinii, jest im trudno znaleźć part­nerkę. Oczywiście, to oni inicjują spotkania, ale zawsze pozostanie grupa bezradnych. Nie mają szczę­ścia i odwagi, nieważne, czy mie­szkają W dużej miejscowości, czy w małej. Dyskoteka daje raczej nadzieję na Szybki seks, nie na mi­łość. No to gdzie mają jej szukać? Zdaniem doc. Izdebskiego, za­wsze była grupa bezradnych, ale także była grupa mężczyzn, którzy inwestowali w swoje wykształce­nie, mieli mało czasu na życie pry­watne, a teraz zaczęło im to doku­czać. Wielu z nich boi się kobiet, ich wymagań seksualnych i ewentu­alnej kompromitacji. Telefon po­zwala na otwartość, której próbują po raz pierwszy. Jeszcze, inni to sy­nowie, nadopiekuńczych matek, dziś zdumionych, że taki udany chłopak, a życia nie może sobie ułożyć.   Bez seksualnej katarynki Seksuolodzy obserwują także, że ta­cy mężczyźni, po etapie załamania po­stanawiają wykazać się pomysłowo­ścią. I wtedy otrzymują optymistyczną telewizyjną informację – jest takie miej­sce, gdzie czekają porządne i ładne ko­biety. Jakie to proste, wystarczy za­dzwonić. – Taki mężczyzną który ma komple­ksy, a do tego się spieszy, wybierze te­lefon, nie biuro matrymonialne – twier­dzi doc. Izdebski. – Tu pozostanie ano­nimowy, jest panem sytuacji, ma Więk­sze poczucie bezpieczeństwa. Do biura matrymonialnego musi pójść, podać dane, opisywać, co lubi, czego nie lubi, a co najgorsze – czekać, spotykać się. To wszystko wydaje się być żmudne i uciążliwe. Magda Grzesiak, właścicielka biura matrymonialnego “Czandra”, która ja­ko pierwsza uprowadziła dobór, kom­puterowy, nie sądzi, by dzwoniący i klienci jej biura to te same osoby. Nie sądzi, by klasyczne biura miały stracić klientów, bo na rynek weszły telefony przyrzekające szybkie małżeństwo. – Grudzień i styczeń były rzeczywiście spokojniejsze w naszym biurze – ocenia właścicielka “Czandry” – ale nie sądzę, by przyczyną była nowa oferta telefo­niczna. Po prostu ludzie oszczędzają także na spełnianiu swoich osobistych marzeń. Zdaniem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2000, 2000

Kategorie: Społeczeństwo