Prawicowy populista z USA i lewicowy populista z Meksyku staną naprzeciw siebie. Zderzenie jest gwarantowane Andrés Manuel López Obrador został prezydentem Meksyku. Po raz pierwszy krajem będzie rządził lewicowy lider o największym poparciu społecznym. Ci, którzy nie wierzyli, że kiedykolwiek będą świętować zwycięstwo przywódcy lewicy, w euforii wyszli na centralny plac miasta Meksyk, Zócalo. Ale ciągle zadawali sobie pytanie, czy tym razem lewicowy prezydent będzie mógł rządzić. I co zrobi López Obrador – dla Meksykanów AMLO – z przekazaną mu władzą. Polityczne tsunami 1 lipca oprócz prezydenta Meksykanie wybierali gubernatorów, burmistrzów, radnych, senatorów oraz deputowanych federalnych i stanowych. Do obsadzenia było aż 18 311 urzędów publicznych – najwięcej w historii. Wyboru mogło dokonać ponad 89 mln spośród 130 mln Meksykanów. Partia nowego prezydenta, powstały w 2014 r. Ruch Odnowy Narodowej (Morena), rządzić będzie też stolicą i ponad połową stanów. Oznacza to polityczne tsunami. Od 1988 r. polityka meksykańska obracała się bowiem wokół Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej (PRI), konserwatywnej Partii Akcji Narodowej (PAN) i postępowej Partii Rewolucji Demokratycznej (PRD). Od tygodni było wiadomo, że 99,99% wyborców podjęło już decyzję. Prognozy dawały Lópezowi Obradorowi pewne zwycięstwo. Tyle że nie po raz pierwszy był liderem sondaży. W kampanii prezydenckiej w 2006 r. przegrał z konserwatystą Felipe Calderónem różnicą 0,56% głosów. Wtedy ogłosił, że wybory zostały sfałszowane, a jego zwolennicy miesiącami blokowali główne arterie miasta Meksyk. W 2012 r. znów przegrał – jego rywalem był Enrique Peña Nieto. Tym razem wybory wywołały mniej polemik. W ostatniej kampanii, gdy zaczęto go oskarżać o kontakty z Rosją, żartobliwie kazał się nazywać „Andrés Manuelovich”. Do tej pory władza pozbawiała AMLO zwycięstwa. Kontrolując media, rynki, sondaże i głosy, silni i bogaci zadawali mu ciosy. Teraz do swojej ekipy włączył byłych przeciwników. Zawiązał koalicję z Partią Pracy (PT), ale też z ultrakonserwatywną ewangelicką partią o nazwie Encuentro Social (Spotkanie Towarzyskie). On sam zresztą był wcześniej członkiem PRI i PRD. Wiedział doskonale, że większość Meksykanów ma dosyć tradycyjnych partii niezdolnych do rozwiązania ich problemów, rosnącej przemocy i ogromnej korupcji. Jak żaden inny kandydat przejechał swój kraj wzdłuż i wszerz, a ludność masowo przychodziła na spotkania z nim. W polityce meksykańskiej pojawił się bowiem przywódca zupełnie inny, autentyczny. Wprawdzie wszyscy kandydaci na prezydenta odnosili się do nierówności społecznych, ale tylko López Obrador nie bał się wskazać oligarchii jako ich źródła. „Uważają się za właścicieli kraju”, atakował elitę gospodarczą podczas spotkań z wyborcami. Szczególnie ostro traktował najbogatszego człowieka Meksyku, Carlosa Slima, który sprzeciwiał się budowie nowego lotniska, mając udziały w dotychczas działającym porcie lotniczym. Te ataki spowodowały reakcję Meksykańskiej Rady Biznesu. W artykule „Así no” („Nie w ten sposób”) rada przypomniała, że sektor prywatny tworzy 90% miejsc pracy, przy czym mały i średni biznes zatrudnia 80% pracowników. W odpowiedzi López Obrador gwarantował, że jego polityka gospodarcza nie przewiduje wywłaszczeń ani podwyżki podatków. Zakłada natomiast autonomię banku centralnego. Równocześnie potwierdzał, że zamierza ograniczyć dotychczasowe wpływy wielkiego biznesu na politykę kraju. Przypomniał, że 44% ludności, ponad 50 mln osób, żyje w biedzie. Według raportu międzynarodowej organizacji humanitarnej Oxfam z 2015 r. czterech meksykańskich multimiliarderów posiada majątek wyceniany na 10% PKB; 10% biznesmenów kontroluje ponad dwie trzecie wytwarzanego dochodu narodowego. „Już nie będą mieli przywileju rozkazywania. Udzielimy im gwarancji, że nie będą prześladowani, będą mogli działać z absolutną swobodą, ale bez uciekania się do korupcji. To już się skończy”, zapewnił lider Moreny. Działacze ugrupowania uważają, że opinie prezentowane przez elitę biznesu nie są odbiciem całego środowiska biznesowego, a nawet twierdzą, że większość była gotowa poprzeć AMLO. Lewicy meksykańskiej zależy przede wszystkim na przekonaniu inwestorów zagranicznych, w większości wielkich funduszy inwestycyjnych, do inwestowania w Meksyku. Pragmatyczny populista Wygraną López Obrador zawdzięcza w dużym stopniu poprzednikom, którzy skutecznie rozkładali państwo i jego instytucje. Nikt w Meksyku nie ma wątpliwości, że państwo wymaga zmian. Lider Moreny jest