Zrzucam żałobę

Zrzucam żałobę

Nie jestem zasłużoną wdową, lecz byłą towarzyszką życia Tadeusza Łomnickiego Rozmowa z Marią Bojarską – Za kilka dni minie dziesięć lat od śmierci pani męża (wiem, że wolałaby pani określenie „byłego narzeczonego”) Tadeusza Łomnickiego. Czy dzisiaj również napisałaby pani taką książkę, jak „Król Lear odchodzi”? – Dzisiaj nie. W mojej sytuacji fakt, że Tadeusz Łomnicki nie żyje osiem czy dziesięć lat, nie zmienia niczego. Spodziewałam się, że w miarę zbliżania się 22 lutego – dnia, kiedy zmarł – nasili się oddawanie zbiorowej czci znakomitemu aktorowi. Polacy uwielbiają rocznice, zwłaszcza okrągłe. – Słyszę sarkazm w głosie. – Bo mam tego dosyć. To już się zaczęło w 2001 r., gdy ogłoszono Rok Łomnickiego. Dostałam bardzo bogaty program obchodów – wynika z niego, że w teatrze na Woli wejdą na afisz sztuki, w których przed laty tenże Tadeusz Łomnicki odnosił wielkie sukcesy. I teraz w te role wcielą się różne znakomitości, jak np. Andrzej Seweryn jako Krapp – w ramach składania hołdu nieżyjącemu aktorowi. Powiedziałam dyrektorowi teatru, Bohdanowi Augustyniakowi, że to nie jest dobry pomysł. Jak można ku czci kogoś grać jego wielkie role? – Bo wydarzy się to w teatrze, który Tadeusz Łomnicki stworzył i z którego wyrzucono go w porażająco wrednych okolicznościach? – Miejsce nie ma znaczenia. Nie jestem wielką obłąkaną wdową, która uważa, że tych pamiętnych ról nie można dotykać, bo są już na zawsze Łomnickiego. Uznaję jakąś ciągłość repertuarową i choćbym nie wiem jak nad tym bolała, muszę się pogodzić, że nadal będzie wystawiany „Król Lear” i wiele innych sztuk, w których ja podziwiałam swego byłego narzeczonego. Ale dedykowanie tych ról pamięci mistrza? – Kiedy Łomnicki grał np. Łatkę, nie mówił, że składa hołd Solskiemu, i słusznie. Jak aktor ma dziś zaznaczać, że to jest ku czci? Zagrać lepiej już się nie da, gorzej nie ma sensu. – Książką „Król Lear nie żyje” zyskała pani miano skandalistki. Czy ciągle jeszcze odzywają się echa tego wydarzenia? – Dlaczego zaraz skandalistki? Jeżeli skandalem jest mówienie prawdy, to owszem, jestem skandalistką. Bo napisałam, że przerwałam ciążę, że podejrzewałam siostrę o romans z moim byłym mężem, że wiodłam żywot raczej niekonwencjonalny w tym moim sakramenckim (nie sakramentalnym) związku z wielkim aktorem? Owszem, wiele osób nadal pamięta tę książkę. Czasem jeszcze odbieram gratulacje od nieznanego mi przechodnia. – Myślę, że w niemałym stopniu udało się pani zgłębić zagadkę, jaką był Tadeusz Łomnicki – nie tylko człowiek teatru, ale i człowiek-teatr. – Pochlebiam sobie, że bardzo dużo ludzi odnalazło w niej jakąś prawdę nie tylko o aktorze, którego wszyscy znali ze sceny, ale również o mechanizmach rządzących światem, nie tylko aktorskim. Bo choć zmieniły się układy, mechanizmy pozostały te same. Ktoś powiedział, że odreagowałam zło, którego byłam świadkiem wiele lat. Bo to, że życie jest teatrem, wcale nie znaczy, że musi być kłamstwem. Ja nie mogłam znieść tego zakłamania – że co innego się mówi, co innego pisze, że można tak skutecznie i bezkarnie szkodzić komuś. I pod tym względem „Król Lear odchodzi” nadal może poruszać do żywego. Nadal lepszego się wykopuje, nie szanuje jego dorobku, że przytoczę aktualny przykład – sposób, w jaki nowe kierownictwo „Przekroju” rozstało się z Ludwikiem Jerzym Kernem. – Czy ludzie ze środowiska, jak np. Andrzej Wajda, którzy tak szpetnie się zachowali wobec Tadeusza Łomnickiego, pokajali się, gdy obnażyła pani ich małostkowość, a pewnie i koniunkturalizm? – Och, nie. Nie mogli mnie przeprosić, bo co mieli powiedzieć – że tak jakoś wyszło? A ja znalazłam się w niezręcznej sytuacji, ponieważ nie wszyscy dobrze odczytali moje intencje. Były też takie reakcje: „Wspaniale im pani przyłożyła”. Mnie nie chodziło o to, żeby przyłożyć, choć wdałam w spór z rzeczywistością. Mnie chodziło o pokazanie, że w obcowaniu z ludźmi możemy kogoś skrzywdzić i potem nie da się już tego naprawić, bo nagle się okazuje, że ten patyczek, który ktoś struga, jest ostatnim patyczkiem; tylko że o tym się nie wiedziało. Teraz jest moda na pisanie w nekrologach: „Spieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą”, ale na ogół te słowa dedykuje się dopiero zmarłym. Nie zamierzałam żyć przez lata zemstą na Zapasiewiczu, Hibnerze czy Wajdzie. Mam zdolność wybaczania, zdolność, którą obłąkany

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2002, 2002

Kategorie: Wywiady