O emocjonalnym życiu fauny Kartezjusz i zwierzęta-maszyny W dzisiejszych czasach mało kto twierdzi, że ptaki są niezdolne do odczuwania strachu. Do niedawna dla wielu ludzi nie było to jednak takie oczywiste. W XVII w. francuski filozof René Descartes, znany lepiej jako Kartezjusz, uznał, że zwierzęta to bezduszne, pozbawione rozumu, języka, samoświadomości, niezdolne do myślenia, pragnienia, głodu, a nawet odczuwania bólu, automaty. Kartezjańska koncepcja zwierzęcia-maszyny (fr. bête machine) drogo kosztowała (i dalej kosztuje) wiele zwierząt, gdyż pogląd ten na dobre zakorzenił się w naszej kulturze, a los polskich karpi w okresie Bożego Narodzenia jest tego najlepszym przykładem. Aby zrozumieć poziom okrucieństwa, jakiego dopuszczali się wyznawcy filozofii kartezjańskiej, warto spojrzeć na obraz XIX-wiecznego francuskiego malarza Émile’a-Édouarda Mouchy’ego pod tytułem „Fizjologiczna demonstracja z wiwisekcją psa”. W mrocznym, ciasnym pomieszczeniu, gdzie jedynym źródłem światła jest niewielkie okno, na niewielkim stoliku nakrytym białym płótnem leży na plecach spętany sznurami duży, rudo-biały pies. Prowadzący wiwisekcję rozcina mostek zwierzęcia, tłumacząc zapewne zawiłości anatomii dyskutującym i przyglądającym się tej scenie z wielkim zaciekawieniem 12 mężczyznom. Pies ma otwarty pysk i niewątpliwie wyje z bólu i cierpienia. Przy stoliku stoi jeszcze jeden szaro-biały pies podobnych rozmiarów, który obserwuje towarzysza niedoli. Zapewne czeka na swoją kolej. Ma otwarty pysk – jakby szczekał. A może skomli? Scena rodem z horroru, tym bardziej że na twarzach obecnych w pokoju osób nie widać cienia współczucia. Czy te zwierzęta czują strach? Wiele osób, oglądając tę okrutną scenę, nie ma wątpliwości, że tak jest. Wątpliwości nie mieli także uwiecznieni na obrazie mężczyźni – w myśl nauk Kartezjusza skowyt bólu krojonego żywcem zwierzęcia to tylko dźwięki źle naoliwionej maszyny siłą rozbieranej na poszczególne części. Brzmi nieprawdopodobnie, ale w tamtych czasach był to powszechny pogląd, który usprawiedliwiał zadawanie cierpienia naszym mniejszym braciom. Dopiero w XX w. badania nad odczuwaniem zwierząt stały się na tyle popularne, aby obalić twierdzenia Kartezjusza i jego następców. Stało się to głównie za sprawą wielkiego badacza – noblisty Konrada Lorenza. Jego spuściznę przejęli liczni uczniowie – zwłaszcza Nikolaas Tinbergen, również laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny lub fizjologii – którzy rozwijali badania nad zachowaniem zwierząt. Naukę tę nazwano etologią. To kontynuatorzy myśli Lorenza jako pierwsi odczarowali postrzeganie zwierząt jako zaprogramowanych, bezmyślnych maszyn i udowodnili, że ich reakcje oraz uczucia są bliższe zwierzęciu, dla którego były one dotychczas zarezerwowane – człowiekowi. Ptasi móżdżek, czyli synonim inteligencji Dziś mamy mocne przesłanki, by sądzić, że wielu kręgowcom – jak naczelne, słonie, walenie, wilki, szczury czy myszy – nieobce są stany emocjonalne takie jak żal, żądza, tęsknota, szczęście, radość, smutek czy gniew. Dlaczego zatem nie strach? Jeżeli bierzemy pod uwagę gniew, musimy przyjąć, że ptaki odczuwają również strach. To wynika wprost z teorii emocji Roberta Plutchika, który uważał te dwie pary za nieodzowne przeciwstawne elementy, podobnie jak radość i smutek, wstręt i zaufanie, zaskoczenie i oczekiwanie. Jedna nie może istnieć bez drugiej – jak yin i yang. Istnieją solidne dowody na to, że zwierzęta posiadają wrodzoną empatię. Naukowcy odczytują też bardzo mocne przesłanki wskazujące, że moralność nie jest wyłącznie ludzką domeną. Niezwykle dynamicznie rozwijają się badania nad teorią umysłu zwierząt, czyli zdolnościami rozumienia przez nie swoich mentalnych stanów oraz świadomością, że inne osobniki również je posiadają i że często są one odmienne (w skrócie: „wiem, że ty wiesz”, czyli co najmniej drugi stopień intencjonalności). Wiemy, że takie zdolności mają szympansy, słonie, wilki, psy, ale coraz więcej dowodów potwierdza istnienie teorii umysłu również u ptaków. Ze względu na to, że badania są nadal we wczesnej fazie, wiedza na ten temat ogranicza się zaledwie do kilku gatunków, głównie krukowatych. Jak to wygląda w praktyce? Samiec sójki (Garrulus glandarius) przynosi swojej partnerce larwę barciaka (łaźbca), gdy ta nasyciła swój głód larwami mącznika, lub podaje jej larwę mącznika, jeżeli ta właśnie zjadła barciaka. Robi to bezbłędnie tylko wtedy, gdy widzi, co ta włożyła sobie kilka chwil wcześniej do dzioba. Wszystko dlatego, że rozumie jej